poniedziałek, 27 listopada 2017

Berneński Pies Pasterski w bloku?

DOM Z OGRODEM vs BLOK

        Wybór nie jest taki oczywisty. Dla psa jest to bez znaczenia, bo bez względu na wielkość domu i ogrodu potrzebuje tej samej dawki ruchu POZA SWOJĄ POSESJĄ, kontaktu z ludźmi, z innymi psami, regularnych szkoleń, wypraw w nowe miejsca, które będą stymulować jego naturalne instynkty i rozwijać jego potencjał. W ciągu dnia pies wiele godzin przesypia lub leżakuje, w obecności człowieka szuka z nim kontaktu, a pozostawiony na zewnątrz często waruje pod drzwiami.

        Ogród jest wspaniały nie dla psa tylko dla właściciela. Jest ogromnym udogodnieniem w sytuacjach kryzysowych, np. kiedy pies ma długo zostać sam, ma tendencje do dużych zniszczeń, nie mamy czasu go odpowiednio wychować, nie mamy czasu lub możliwości z nim wyjść. Ułatwia też początki - szczeniak co 2h potrzebuje wyjść. Wypuszczenie go na ogród, w środku nocy czy bladym świtem jest znacznie prostsze, niż ubieranie się i zjazd windą z 10 piętra. 

        Nie powinniśmy więc zadawać sobie pytania, czy pies da sobie radę w bloku, tylko czy MY, jako właściciele, damy sobie radę. Bez względu na warunki mieszkalne musimy być przygotowani na nieprzespane noce, ryzyko związane ze zniszczeniami, konieczność codziennego odkurzania, poświęcenie swojego wolnego czasu, przewartościowania dotychczasowego życia i wprowadzenia dużych zmian w zakresie wakacji i weekendowych wypadów. 

       Zawsze marzyłeś o psim przyjacielu? Wyobrażasz sobie wspólne spacery brzegiem piaszczystej plaży, o wschodzie słońca? Towarzysza do joggingu? Wiernego słuchacza, który z łatwością odczytuje Twoje nastroje? Wyobraź sobie też zimowy poranek, za oknem ciemno, a pies drapie w drzwi. Wstajesz zaspany, chcesz ubrać buty, ale jest tylko jeden. Drugi nadgryziony czeka w kącie salonu. Przeklinasz pod nosem, wychodząc na zewnątrz, puszczasz pupila ze smyczy, bo taka chlapa, że wolisz postać pod daszkiem. Twój Brutus rozpędzony wpada w poślizg przy pierwszym zakręcie, futro jak po błotnym SPA. Wracacie do domu, poświęcasz dwa ręczniki i kwadrans swojego życia, potem pół dnia próbujesz pozbyć się włosów z buzi, bo jakimś cudem te maleńkie intruzy fruwały pod sufit. 

        Początki Emi w naszej rodzinie były chaotyczne. Upatrzyliśmy ją sobie jak pierwszą miłość w podstawówce, a remont mieszkania ciągnął się w nieskończoność. Nie było jeszcze podłóg, a już zdecydowaliśmy się wpłacić zaliczkę, bo do tej pory wszystko szło według planogramów. Zastrzegłam odbiór maxymalnie do 10 tygodnia (standardem jest skończony 8 tydzień) i tak też się przeciągnęło. Remont nadal nie był skończony, ale urlop 2 tygodniowy zaklepany, tak więc pierwsze dni spędziliśmy u teściów pod Krakowem, w domu z ogrodem. 

        Nasze doświadczenia w domu nie były najlepsze... Drugiego dnia wyszliśmy na pierwszy spacer po okolicy -a ta jest piękna, nieopodal Ojcowskiego Parku Narodowego. Zdążyliśmy ledwo zamknąć za sobą furtkę, gdy przez otwierającą się bramę u sąsiada wyskoczył wilczór i rzucił się na Emi z zębami. Kolejne dni zamiast na poznawaniu siebie, spędziliśmy u weterynarza (3 szwy na tylniej łapce) i na przekonywaniu maleństwa, że może wyjść spod łóżka. To zdarzenie tylko mnie utwierdziło w przekonaniu, że ludzie w domach - nie wszyscy, ale większość, nie poświęcają swoim psom wystarczająco uwagi. Pies sąsiada mimo tresury w domu, nigdy nie miał styczności z innymi psami. Podobnie pozostałe psiaki z sąsiedztwa, są skazane na wybieganie się wzdłuż ogrodzenia. Właścicielom wydaje się, że mają taki duży piękny teren. Ale kiedy poznasz każdy centymetr tego terenu, na którym nie zachodzą żadne zmiany, staje się on dla ciebie więziennym spacerniakiem. 

        Przywrócenie Emi radości życia było bardzo trudne. O wyjściach poza podwórko nie było mowy, jednak podając jej posiłki na zewnątrz (a apetyt miała i ma nieziemski) i spędzając z nią większość czasu na trawie, pomału dochodziła do siebie. Nauczyłyśmy się wtedy pierwszych komend, typu "siad", "do mnie", "łapa".





        Po 2 tygodniach przeprowadziliśmy się do bloku, na drugie piętro z windą. Był to dla nas nowy start, mieliśmy nadzieję, że będzie także dla Emi. Umiała już załatwiać potrzeby na zewnątrz, sygnalizowała je drapiąc w drzwi balkonowe.W klatce okazało się, mieszka sporo psich kolegów, którzy szybko pozwolili jej się otworzyć na nowe znajomości. Zbawieniem okazał się duży balkon, bo są momenty gdy jest jej duszno lub jak prawdziwy pies pasterski, chce pilnować okolicy. Ponieważ urlop się skończył i wróciłam do pracy, przez pierwsze dni, bliscy wpadali wyprowadzać Emi na siku. Z czasem zaczęła zostawać sama. Zniszczeń w domu brak (wyjątkiem papier toaletowy, kartony, styropian). W ciągu dwóch miesięcy poukładaliśmy sobie wspólne życie, przestawiliśmy swój wewnętrzny zegar i udaje nam się sprostać wszelkim niedogodnościom, za co dostajemy co raz mądrzejszego, cudownego towarzysza i prawdziwego przyjaciela.

       Gdybym miała możliwość przeprowadzić się do domu z ogrodem, zrobiłabym to. Ogród jest niepodważalnym atutem w sytuacji posiadania psa. Jednak brak ogrodu, czyt. mieszkanie w bloku, nie jest najmniejszym przeciwwskazaniem. 




1 komentarz:

  1. Solidnie napisane. Pozdrawiam i liczę na więcej ciekawych artykułów.

    OdpowiedzUsuń